Nocleg w hotelu Salt Lick to konieczność.
Jak tylko zobaczyłam kiedyś, że taki hotel istnieje to już na zawsze ze mną pozostał i wiedziałam, że go odwiedzę, byłam tego pewna, to była tylko kwestia czasu. I ten czas nadszedł w styczniu tego roku. Zabrałam tam siebie i moje cudowne dziewczyny Karinkę i Paulinkę.
Projekt tego hotelu sięga lat 70 tych, do dzis robi wielkie wrażenie pomysł na ten hotel, nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić jakim był cudem w latach 70 tych. Pobyt tu to możliwość obserwowania zwierząt z naprawdę bliska, to jedeno z piękniejszych przedstawień jakie w życiu widziałam.
Zajechaliśmy do hotelu około godziny 15 i od tej pory przedstawienie trwało. Jako że przed hotelem są dwa źrodła wody, bo wiadomo, że woda to życie, to mogliśmy obserwować wędrówki zwierząt różnego gatunku, gdy zmierzały do wodopojów. Najpierw parę zeberek przyszło zaspokoić pragnienie , były też pumby, czyli guźdzce z maluchami, w kolejnym odcinku wodopojowej telenoweli wystąpiły pawiany, zażywały kąpieli, piły wodę maluchy bawiły się na różne sposoby, przy tym parę samcow siedzialo na podwyższeniach z różnych stron wodopojów i obserwowali otoczenie. Każdy znał w grupie swoją role. Pawiany przychodziły do wody z różnych stron, było ich naprawdę kilkadziesiat, czasami też się kłóciły między sobą, krzycząc okrutnie i piskliwie. Całe show trwało wystarczająco długo, żeby trochę poobserwować zachowania pawianów, ale żeby nie było zbyt jednostajnie, zaraz po odejściu pawianów przyszly jakieś antylopki i tymi małymi pociesznymi ogonkami pracowały ciężko cały czas odganiając jakieś insekty. Potem przyszedł czas na bawoły. Zaczęły pojawiać się na horyzoncie tworząc ciemne poruszające się pasma, szły z różnych kierunków, schodząc się w coraz szerszą jedną linię. Ale końca tych stad nie było widać, wręcz przeciwnie, nadchodziło ich wiecej i wiecej, setki, parę setek, jak niewiarygodnie musi wyglądać wielka migracja zwierzat Afryki w sierpniu? Napewno jest to zjawisko trudne do opisania, zdecydowanie do doświadczenia na własne oczy. To jeszcze przede mną.
A potem bawoły piły i piły i piły.
Pod główną częścią hotelową między palami, na których stoi Salt Lick był jeszcze jeden zbiornik wodny, obsadzony liliami wodnymi, tutaj zwierzęta bardzo lubiły pić wodę. Jeden ze zbiorników przed hotelem jak zauważyliśmy, zwierzęta wykorzystywały do kąpieli, a drugi z nich i ten przy palach jako wodopoje.
Wracając do tego wodopoju z liliami.
W pewnym momencie było przy nim dużo bawołów, które zaspokajały swoje pragnienie. Były godziny późne popołudniowe, ogólnie w okolicy było dużo zwierząt, różne antylopy, impale waterbucki( kob śniady – wolę nazwę angielską) i jakież nastąpiło poruszenie, gdy spod zachodniej strony hotelu wyszly trzy slonie, samce. Inne zwierzęta robiły miejsce, schodziły z drogi a tych trzech przystojniaków z tego korzystało i podążali wprost do wodopoju między palami. To zjawisko, gdy mogłam obserwować te majestatyczne giganty z odległości 2,3 metrow i cały ten rytuał zasysania trabą wody, potem wlewania jej do swojej paszczy i towarzyszących temu dźwięków przełykania tej wody i znów jej nabierania, przy tym obserwowanie pracy tych dużych pięknych wachlujących uszów… Wow, dla mnie to było bardzo emocjonalne przeżycie, tak blisko przepięknego dzikiego zwierzęcia symbolu Afryki, symbolu siły, a zarazem wrażliwości, gdy przechodziły mnie ciarki słysząc każdy jego oddech i czując tą boską energię tego cudownego stworzenia wiecie co jeszcze czułam ? Niekończącą się wdzięczność za to magiczne doświadczenie, łzy same kąpały , tak już mam, jak ta wdzięczność mnie przepełnia od stóp do głów…. i nie, to nie był pierwszy raz kiedy widzialam dzikiego wolnego słonia, ale pierwszy z tak bliska i tak długo, chyba z 15 min mogłam obserwować i być w tym wydarzeniu, to zdecydowanie było MOJE
Emocji miałam mnóstwo i myślę, że moje dziewczyny też były pod wrażeniem tych doskonałych istot.
Zrobiło się ciemno, choć teren wokół hotelu oświetlony, po tym bardzo intensywnym dniu, zaczęliśmy szykować się do nocki, u nas w pokoju okna na oścież pootwierane, bo temperatura na to zdecydowanie pozwalała, a i moskitiery w oknach były, więc jeszcze wygodniej. Nie łatwo tak po prostu iść spać w takim hotelu, wiedząc, że tam pod oknami na ziemi afrykanskiej jest cały czas życie, a i zdjecia trzeba było przejrzeć w aparacie, jakies storisy na insta i fb zrobić, ale w końcu udało się między północą a godz 1 zgasić światło. Kuba jeszcze rzucił ostatnie spojrzenie przez okno, a TU cichutko
nie wadząc nikomu
bez żadnych odgłosów
jeden za drugim idzie całe stado
nie trzy
całe stado SŁONI
samice z dzieciaczkami
z maluszkami
przedszkolakami
średniaczkami
młodzieżą
o jaaa nie wiem ile ich było, ze 20 może więcej, szły oczywiście do wodopoju z liliami, co my na to ?
Jakiś ciuch na wierzch, żeby nie było, że w piżamach latamy, puk puk albo nawet łup łup do Paulinki i Kariny do pokoju i dalej heja do punktu obserwacyjnego wodopój z liliami. One już tam były, cała długość wodopoju tylko dla nich, a one tylko dla nas w calej swojej okazałości i tyle ich i te maluszki, bejbiki, jak radziły sobie ze wszystkich sił, żeby się napić, czasem nawet wpadły do tej wody, wtedy obserwowaliśmy jak się wydostawały jak ze soba wspólpracowały, jak sie wpychały albo czekały grzecznie na swoją kolej, czasem nastolatki dostały reprymendę wyrażoną za pomoca głośnego trąbnięcia, oj to też robiło niesamowite wrażenie, ten dźwięk trąby tak blisko… WOW, przepiękne odgłosy natury wolnej nieokiełznanej pierwotnej.
Ku mojej radości emocjom nie było końca. Do tego stada sloni dołączyło jeszcze jedno stado, równie liczne. No miód na moje serce i duszę, na oczy, na uszy, na wszystko.
Mogliśmy patrzeć i patrzeć…
O której poszliśmy spać? Nie pamiętam.
Ale poszliśmy, bo w kolejnym dniu Kenia znowu miała dla nas piękne przygody i doświadczenia.
Będziesz częścią naszego timu następnym razem?
Tym razem zapraszam na Bali
Aga